Jest to relacja z dystansu, bo już upłynęło trochę czasu od Międzynarodowych Targów Wolontariatu w Mysłowicach (15-08-2007), na której to imprezie odbyła się kolejna akcja Adama Plackowskiego, twórcy emocjonalnego malowania. Owa idea trwa już kilka lat i zdążyła obrosnąć w sporą historię. Ogólnie mówiąc: malarstwo emocjonalne polega na tym, że na początku malują nieprofesjonaliści (dzieci, przypadkowi widzowie), później obrazy kończą profesjonalni artyści. Zainteresowanych po dalsze informacje odsyłam do działu linków galerii, gdzie można znaleźć odnośnik do stron Adama Plackowskiego i obejrzeć jego artystyczny dorobek. Jest już na tyle duży, że można by pokusić się o jakieś historyczne opracowanie, opowiedzieć o początkach pomysłu, pokazać kolejne etapy rozwoju. Byłoby to ciekawe. Póki co parę słów o tym, w czym sam brałem udział (jako obserwator, bo zaproszony do malowania nie mogłem się zdecydować czy mam być twórcą czy tworzywem). Generalnie akcje emocjonalnego malowania dotyczą dzieci, ale przy okazji kręcili się obok ludzie dorośli, na których zwracałem uwagę. Dzieci bez żadnych zahamowań chwytały za pędzel. Natomiast dorośli przyglądali się z dystansem, ale też z zaciekawieniem. Zdarzało się jednak, że przełamywali swoje opory angażując się w malowanie. W tym momencie z twórczego transu nie była w stanie wyrwać ich nawet kamera telewizyjnego operatora, której obiektyw bezceremonialnie podsuwano pod sam nos malujących. Na początku, czyli w dzieciństwie, wszyscy byliśmy artystami. Rysunek i malarstwo było dla nas pierwszym językiem, w którym wypowiadaliśmy swoje doznania płynące z wielkiego i nieznanego świata. Jednak nie wielu ludzi pamięta ten okres czasu. Po prostu z tego się wyrasta jak z krótkich majtek i smoczka, to mija razem z „odrą” i „szkarlatyną”. Któregoś dnia tracimy ochotę do malowania, mama i tato przestają nam kupować kredki i farbki. Domownicy nawet się cieszą. Nareszcie nie będą mieli pobazgranych ścian i obrusów. W makulaturze znikają portrety mamy, babci, psa „Bobika” oraz tatusia, co ma trzy nogi. Żegnamy ten naiwny kącik marzeń. Wiedza stopniowo zastępuje dziecięcą wyobraźnię. I tak wędrując przez cztery pory roku niepostrzeżenie stajemy się dorosłymi. Jak jednak widać na zdjęciach, zdarzają się takie chwile, w których następuje reanimacja tego mocno już zasuszonego i rachitycznego „dziecka” żyjącego w dorosłej skorupie (czasem całkiem zgrabnej). Zgodnie z formułą malarstwa emocjonalnego, w późniejszym etapie obrazy trafiają w ręce artystów profesjonalnych. Ten etap ma być kontynuacją poprzedniego. Na emocjonalnej warstwie tworzona jest kolejna. Pozornie wydaje się to zabiegiem nieco dziwnym. Czy malarza lub grafika nie wkurza brak czystego podobrazia? Czy nie przeszkadza, że ktoś wcześniej pomazał farbą nieskazitelną płaszczyznę bieli? Okazuje się jednak, iż nie tylko nie przeszkadza, ale wręcz pomaga. Właśnie ta nieskazitelna biel potrafi być przeszkodą dla wyobraźni. Rękę zatrzymuje świadomość, że każdy ślad farby zburzy coś, co jest już kompozycją o idealnej równowadze. Przy czym im lepszej jakości materiał malarski, tym większe natężenie tego stanu onieśmielenia. Czasami szlachetny gatunek papieru odkładany jest „na później” do teczki, a bardziej „twórczy” okazuje się szary papier, kawałek deski, okruchy kamienia czy też porowatej cegły. Może jedynie tego zahamowania nie mają „graficiarze”. Bowiem dla nich szlachetny marmur, czy też piaskowiec, jest wręcz wezwaniem do obstrzyknięcia sprayem. Czy się jednak nie mylę? Może i odruch „sprayowania” wynika z tego samego rodzaju doznań? Zdzisław Beksiński wspominał, jak męczyła go biel płótna, że czasami inspirowała go kartka papieru przypadkowo przybrudzona odciskiem buta. Rembrandt lubił przemalowywać stare obrazy, które podobno z upodobaniem kupował. Wiele wskazuje na to, że często przypadkowe chlapnięcia stają się preludium twórczego działania.

Malarstwo emocjonalne Adama Plackowskiego wg Janusza Nowaka

Dziecięca wrażliwość, naturalna naiwność i profesjonalizm – tak lapidarnie można opisać działania plastyczne określane przez Adama Plackowskiego malarstwem emocjonalnym. Nie wiem czy to istota, bowiem każde malarstwo oddaje stan ducha twórcy, zatem jest emocjonalne. W tym jednak przypadku powstaje dzieło symultaniczne, realizowane przez dzieci i profesjonalnego artystę, który pokazuje wyraźnie swą tożsamośća twórczą. W działaniach poprzedzających obecny stan twórczy Plackowskiego widzimy obrazy akademickie, które dowodzą, że autor potrafi posługiwać się klasycznymi technikami malarskimi. To jest informacja dla oglądających: Potrafię wiele, ale to co teraz zobaczycie nie jest wykorzystaniem spontaniczności dzieci, staram się wprowadzić je w świat tak aby dostrzegły jego urodę i skomplikowanie. To jest pokolenie poddane totalnemu oddziaływaniu telewizji, w której widzą wizerunki rzeczywistości, płaskie i przerażające swoja bezdusznością. Plackowski proponuje im uruchomienie swojej wyobraźni. Efekty są znakomite. Zderzenie ikon współczesności z nieskrępowaną logiką ekspresji potwierdza fakt: sztuka u swych podstaw jest syntezą emocji. Te konstatacje nie są może najważniejsze, istotą jest wrażliwość dzieci nie poddawana klasycznej pedagogicznej obróbce, to sukces polegający na tym, że nie uczymy dzieci rysować, (one robią to lepiej od profesjonalistów) ale dodajemy do ich oglądu świata coś, co jest najcenniejsze w życiu każdego człowieka: próba indywidualnego postrzegania tego co dzieje się wokół nas.

Jarosław Lewicki — Teatr Malowania